Kredyt hipoteczny z mechanizmem bilansującym

Dziecko w drodze, drzewo posadzone. To jak, czas na kolejny krok? Budowa domu jest bez wątpienia wysiłkiem godnym podziwu. Nie ma co. Ale prawda jest taka, że dopiero po spłaceniu kredytu, stajesz się prawdziwym twardzielem.

 

Istnieją trzy czynniki, które często tak skutecznie temperują nasz entuzjazm, kiedy myślimy o zaciągnięciu kredytu pod hipotekę. Do naszej finansowej triady należą kolejno – wysokie oprocentowanie, okres spłaty, oraz wysokość rat. Trzy, do pięciu procent, bo na takie widełki można się w naszym kraju najczęściej nadziać, to teoretycznie niewiele. Posługując się jednak symboliczną już kwotą 300 000 złotych, średnio dwanaście tysięcy ląduje w kieszeni banku. Ok, ktoś za chwilę może zwrócić uwagę, że przy trzydziestoletnim okresie spłaty, ta buńczuczna kwota maleje do czterystu złotych rocznie. Jasne, zgoda – w skali roku to faktycznie nie jest koniec świata. Ale pozwól mi, drogi czytelniku, na odrobinę patosu – czymże jest ta pożyczka wobec Twojego życia ! Trzydzieści lat spłat, bo na taki wariant decyduje się spora część Polaków, to w dzisiejszych czasach nadzwyczaj trwałe zobowiązanie.

 

Wyobraź sobie jednak sytuację, w której mimo kredytu nad głową, udało Ci się przyoszczędzić całkiem niezłą sumkę. Wygrana w totka, konkurs zorganizowany przez firmę sprzedającą kostki rosołowe – ważne, że się udało. O nadpłaceniu kredytu nie ma mowy – bank bowiem wyznaje, że dla niego uczucie, które was łączy, to coś więcej niż zwykła umowa. Przywiązał się strasznie i chce, aby ten związek trwał do końca – dni Twoich, lub jego. Ostatecznie okresu spłaty. Jeśli jednak zechciałbyś, mimo wszystko, zakończyć ten związek przedwcześnie, będziesz zmuszony zrekompensować z nawiązką swoją niewierność, bo jak wiadomo, za miłość trzeba czasem słono zapłacić. Możesz jednak podpiłować zachłanne pazurki banku niwelując, w stopniu mniejszym lub większym, oprocentowanie, a tym samym comiesięczne raty. Słyszałeś może o mechanizmie bilansującym?

Jest to rozwiązanie dające możliwość zmniejszenia, bądź całkowitego zredukowania odsetek przy wykorzystaniu zaoszczędzonych przez nas pieniędzy.

 

Aby w pełni i w sposób zrozumiały móc wytłumaczyć Ci o co w tym wszystkim chodzi, wróćmy do wcześniejszej sytuacji. Jesteś w posiadaniu całkiem niezłej sumki, dajmy na to 50 tysięcy. Żeby jednak nie było tak kolorowo, całkiem niedawno wziąłeś kredyt na taką samą kwotę. Ani myślisz o nadpłacie, bo dodatkowe koszty z nią związane przyprawiają się o zawrót głowy. Przekazujesz więc wszystkie oszczędności na rachunek bilansujący.

 

Wpłacając równowartość zaciągniętego kredytu na rachunek offsetowy (bo tak też bywa nazywany) doprowadzasz do sytuacji, w której całkowitej redukcji ulega saldo kapitału, od którego to naliczane są nieszczęsne procenty. Podsumowując – spłacasz wyłącznie kwotę, którą pożyczyłeś. Bez dodatkowych kosztów, stopy procentowej. Tylko Ty, Twój portfel i równowartość zapożyczenia.

 

W życiu jednak różnie bywa i w wyniku ukochanych przez wszystkich nieprzewidzianych wydarzeń losowych, załóżmy, będziesz potrzebował dziesięciu tysięcy złotych. W przypadku, kiedy dokonałbyś wcześniejszej spłaty kredytu, okrągła sumka  widniałaby w Twojej pamięci wyłącznie jako przyjemne wspomnienie. Jeśli jednak wpłaciłeś tą kwotę na rachunek bilansujący, możesz ją bez problemu odzyskać.

 

Jak jednak wiadomo, odsetki naliczane są od obecnej kwoty zadłużenia. Więc, kiedy wypłaciłbyś z rachunku owe dziesięć tysięcy – automatycznie nastąpiłby wzrost odsetek o równowartość tej sumy. Nie ma jednak powodu do obaw. Mimo wszystko, sytuacja i tak będzie prezentowała się korzystniej, bo odsetki będą naliczane od kwoty dziesięciu – a nie jak na początku – pięćdziesięciu tysięcy.

 

Przedstawiona opcja, zakłada oczywiście sytuację nadzwyczaj korzystną i nie specjalnie realną. Ale rachunek bilansujący można otworzyć również w sytuacji, kiedy nasze oszczędności oscylują nie wokół tysięcy, a setek złotych.

 

Proces ten zachodzi przy zachowaniu zasad podanych w poprzednim przykładzie. Nadal mamy pełen dostęp do wpłaconej kwoty, a wraz z jej pozyskaniem oprocentowanie pocznie wzrastać. Cała zabawa odbywa się w tym przypadku między rachunkiem oszczędnościowo – rozliczeniowym, a bilansującym. Po ustaleniu minimalnej kwoty, która powinna pozostać na naszym koncie, reszta jest co miesiąc automatycznie przenoszona na rachunek bilansujący, zmniejszając tym samym oprocentowanie. Banki z reguły uwzględniają konkretne typy źródeł pochodzenia środków bilansujących. Mogą to być nasze oszczędności, czy też wszelkie naddatki finansowe. Metoda ta cechuje się pełną elastycznością – sami ustalamy kwotę, którą mamy zamiar przenieść na rachunek bilansujący. Służy to w znacznej mierze zachowaniu płynności finansowej. Z pewnością jest to zabieg długoterminowy, jednak przy zachowaniu cierpliwości, efekt może okazać się tożsamy – odsetki znikną.

 

Mechanizm bilansujący, jak widać na powyższych przykładach, z pewnością ma swoje zalety. Nie jest on jednak rozwiązaniem idealnym, oraz – na co należy  zwrócić uwagę – nie każdy może sobie na jego otwarcie pozwolić. Do największych wad z pewnością należałoby zaliczyć wysokie koszty prowadzenia rachunku offsetowego. W sytuacji, w której chcielibyśmy zasilać nasz rachunek o nieznaczne kwoty, jego prowadzenie może nie tylko nie przynosić oczekiwanych korzyści, co zacząć powodować straty. Kolejnym minusem może okazać się stopień opłacalności w późniejszym etapie spłacania, czyli kiedy procent odsetek uległ już znacznemu pomniejszeniu. W takiej sytuacji konto bilansujące przynosi nam coraz mniejsze profity.

 

Podsumowując, rachunek bilansowy najlepiej jest otworzyć wraz z momentem pozyskania kredytu, czyli, w momencie, w którym oprocentowanie jest największe. Ponadto, największe korzyści można z niego czerpać wpłacając okrągłe kwoty, które w skali roku znacznie mogą obniżyć naszą ratę.

Jaki z tego wniosek? Czy warto otwierać taki rachunek? Odpowiem dwojako. Tak, jeśli jesteś bogaty. Po prostu. Mechanizm bilansujący jest rozwiązaniem przeznaczonym dla tych, których zarobki znacznie wykraczają poza średnią krajową. Nie – jeśli nie masz naprawdę godnych podziwu oszczędności, szlacheckiego pochodzenia, czy szczęścia w grach liczbowych. Koszty prowadzenia takiego konta, nie dadzą osobom nie spełniającym powyższych wymagań upragnionych korzyści, co więcej, mogą doprowadzić do zachwiania ich płynności finansowej.

 

Może Ci się również spodoba